Złudzenia Internetu

Tekst niepublikowany: komentarz napisany jesienią 1997, dostępny tylko na prywatnych stronach WWW.

„Tak więc problem nowego społeczeństwa
informatycznego sprowadza się do tego,
jak zapewnić każdemu obywatelowi możliwość
wejścia do nomenklatury. Antidotum na nomenklaturę
telematyczną byłaby nomenklatura masowa.”

Umberto Eco,
Nowe środki masowego przekazu a przyszłość książki

 Nowości i zmiany, jakich przeciętny użytkownik Internetu może doświadczyć, zapierają dech w piersiach. Ale nowinki te nie zawsze są źródłem zadowolenia. Wielu obawia się nowego, a płynność i niestałość koncepcji, rozwiązań, standardów jak na razie wprowadza więcej niepokoju niż satysfakcji z faktu obcowania z najbardziej modnym medium końca XX wieku.

Łatwo docenić skalę postępu dokonanego w ciągu dwóch ostatnich lat, gdy porównamy liczbę użytkowników Sieci, zarówno na świecie jak i w Polsce, stosowane technologie sprzętowe i programistyczne oraz fakt zaangażowania się największych korporacji w szalony wyścig o jak najlepsze miejsce na tym nowym i bardzo rozwojowym rynku. Internet otworzył nowe perspektywy dla producentów oprogramowania i sprzętu. Zapewne i bez niego rozwijałyby się nowe technologie, powstawałyby nowe programy. Czy jednak możemy zaręczyć, że kolejne wersje edytorów, arkuszy kalkulcyjnych, programów prezentacyjnych wyglądałyby tak jak obecnie, gdy już niewypowiadanym standardem stało się nie tylko tworzenie programów umożliwiających np. wydruk atrakcyjnego dokumentu, ale też jego natychmiastową publikację w Sieci? Być może sporo w tym socjotechnicznej manipulacji, ale czy premierowe pokazy nowych procesorów nie byłyby tak emocjonujące, gdyby ich producenci nie wspominali przy okazji, o wymaganiach, jakich żąda Internet?

Gorączkowa krzątanina wokół Internetu — zarówno firm jak i szeregowych konsumentów — napędza koniunkturę. Ale gdy spojrzeć na to chłodnym okiem, to widać, ile jeszcze w całym tym przedsięwzięciu niedomyślanych (niedowarzonych?) pomysłów i nieciekawych realizacji.

  • Najlepsze medium dla Internetu? Czy mają to być tradycyjne sieci telefoniczne, czy może ISDN? A może jednak sieć oparta na infrastrukturze telewizji kablowej? A czemuż by nie wykorzystać sieci energetycznych? W każdym razie pasjonaci Internetu wciąż słono płacą firmom telekomunikacyjnym (nota bene obłudnie narzekającym na nadmierny ruch w łączach), gdy wydaje się, że dla rozwoju Internetu kluczową kwestią jest ucieczka od niewydajnych drutów telekomunikacyjnych.
  • Groźba manipulacji informacją? Dla popularyzacji Internetu ogromne znaczenie miała niewątpliwie ekspansja usługi WWW. Pierwotnie pomyślana jako system wzajemnie powiązanych hipertekstualnie informacji, przeszła ogromną metamorfozę. Od zgrzebnych stron tekstowych po multimedialne dokumenty wypełnione aktywną zawartością, pełną koloru, dźwięku, animacji. Jednak na tym tle można się zastanawiać nad sensem i potrzebą ewolucji WWW w stronę telewizji. Wizualna atrakcyjność — zgoda, ale czy zapowiadana technika dostępu do informacji — zwana z angielska „push” — nie zniweczy jednej z urzekających cech Internetu, jaką jest indywidualna aktywność poszukiwaczy informacji. Czy więc znowu kanały (jak w telewizji), czy więc znowu bierność odbiorcy (jak w telewizji), czy więc znowu uzależnienie treści od wszechmocnego nadawcy (jak w telewizji)?
  • Popularność Internetu? Jak dotychczas jest czymś na kształt totalnego wmówienia. Myślę tu o tym, że samym użytkownikom Sieci może się ona wydawać ważna, najważniejsza, to oni ekscytują się liczbami ukazującymi szalony wzrost popularności, ale przykład Polski pokazuje, z jak nikłym społecznie zjawiskiem mamy w istocie rzeczy do czynienia. Socjologiczny profil typowego użytkownika Internetu jest wyraźny: mężczyzna, wiek 20 — 35 lat, wyższe wykształcenie, mieszkaniec dużego miasta, o dochodach wyższych niż przeciętne. Znikomy procent spośród internautów korzysta z Internetu w domu, opłacając przy tym dostęp u komercyjnego dostawcy usług internetowych. Wystarczy porównać te dane z liczbą gospodarstw domowych wyposażonych w telewizor, by uświadomić sobie skalę „naddanego” Internetowi znaczenia. Przynajmniej w Polsce. Tak więc prawda jest taka, że Internet jest „ważny” i „potrzebny” tym, którzy dali sobie to wmówić przez tych, dla których Internet ważny jest rzeczywiście — ze względów komercyjnych.
  • Dostęp do informacji? Mimo podnoszonej i niewątpliwej wartości Internetu jako niewyczerpanego źródła informacji, wciąż łatwiej i poręczniej jest sięgnąć po tradycyjną książkę, a nawet po elektroniczne źródła w rodzaju encyklopedii multimedialnych, dostępnych oczywiście „off-line”. Z perspektywy zwykłego użytkownika koszt uzyskania informacji z Internetu jest jak do tej pory szalenie wysoki, a i jakość informacji często wątpliwa. I znowu przychodzi mi na myśl polski Internet, w którym dostrzegam do tej pory bardzo niemrawe działania na rzecz wzbogacenia zasobów informacyjnych. Daleko nam do sytuacji, kiedy użytkownik będzie miał pewność szybkiego i skutecznego odnalezienia informacji na tematy inne niż komputery, informatyka, sam… Internet. Katalogi biblioteczne, archiwa, galerie, dostęp do własnych rzecz jasna 😉 danych bankowych, dostęp szybki, powszechny i tani — to dopiero postulat, żeby nie powiedzieć — marzenie.

Tak więc znaków zapytania jest wiele i z pewnością więcej niż te, które wymieniłem. W przededniu premiery nowych systemów operacyjnych, w których roboczy pulpit będzie jednocześnie oknem na świat,
— w chwili, gdy „zwykłe” Pentium okazuje się „niewydajną” starocią, która uniemożliwi ponoć otwarcie owego okna,
— w chwili gdy Sieć żąda: „więcej, szybciej, wydajniej”, (a więc drożej, gdy tymczasem spełnienie tego żądania dotyczyć może tylko garstki uprzywilejowanych materialnie szczęśliwców)
— w tej właśnie chwili cichutko ujawniam swoje wątpliwości.

© Piotr Andrusiewicz 1995 –
Tekst ten bez pisemnej zgody autora nie może być nigdzie publikowany ani rozpowszechniany w jakiejkolwiek innej formie, w całości ani w części (włączając w to także umieszczanie kopii plików na innych serwerach w Internecie).

Scroll to Top