Wirtualna lektura Żeromskiego

Zmieniona wersja tekstu publikowanego w: „Nowa Polszczyzna” nr 5, 1998.

O Internecie zwykliśmy mówić — wirtualny świat. Określenie wirtualny jest zresztą w tej najpotężniejszej sieci komputerowej bardzo popularne: mamy więc wirtualne akademie, wirtualne szkoły, wirtualne sklepy, jest też „Wirtualna Polska” — jeden z najpopularniejszych serwisów informacyjnych w polskim zakątku Internetu.

Znaczące jest przesunięcie semantyczne przymiotnika „wirtualny”, jakie nastąpiło dosłownie w ciągu kilku ostatnich lat. Komputerowy słownik języka polskiego1 definiuje przymiotnik „wirtualny” jako wyraz przestarzały: mogący zaistnieć, (teoretycznie) możliwy <fr. virtuel, od łac. virtus 'męstwo, energia’>. Wydany w 1998 roku Słownik współczesnego języka polskiego2 w ogóle nie odnosi wyrazu „wirtualny” do tego znanego skądinąd polonistom znaczenia (np. „odbiorca wirtualny”), lecz definiuje je następująco: tworzony sztucznie za pomocą techniki komputerowej; wykorzystujący rzeczywistość tworzoną w ten sposób. Według tego słownika pochodzenie wyrazu jest angielskie.

Nie ulega wątpliwości, że twórcy internetowych stron WWW, określając swoje witryny mianem „wirtualnych”, mieli na myśli to drugie znaczenie. Ostatnio przyglądałem się polskim zasobom internetowym pod kątem obecności tam materiałów pomocnych w nauce języka polskiego i literatury, a to co znalazłem, nasunęło mi jeszcze jedno, zgoła szydercze znaczenie przymiotnika wirtualny. Sformułować je można bardzo krótko: wirtualny, czyli „na niby”.

Oto internetowa witryna pod nazwą Wirtualna Ściąga: natrafiłem na nią po przeczytaniu anonsu w jednej z internetowych grup dyskusyjnych; z początkiem nowego roku szkolnego autor witryny zareklamował ją uczniom korzystającym z dostępu do sieci Internet. Z danych statystycznych wynika, że jak na polskie warunki jest miejscem często odwiedzanym. Witryna ta zaspokaja szczególne szkolne potrzeby uczniów i spotyka się z ich pozytywnym przyjęciem. A jak to czyni?

Strona główna zawiera hiperłącza do stron, zawierających rozmaite zasoby witryny. Najważniejsza jest strona Prace, gdzie znajduje się lista epok literackich (opisuję tu tylko wypracowania z języka polskiego, które liczebnie dominują — jest ich tam już ponad tysiąc, ale znajdziemy też prace z innych szkolnych przedmiotów). Wpisanie hasła „barok” w pole wyszukiwarki spowoduje wyświetlenie listy wszystkich zapisanych na serwerze prac poświęconych tematycznie barokowi. Ich pobranie jest bardzo proste: kliknięcie jednego z tematów powoduje wyświetlenie treści gotowego wypracowania. Wystarczy teraz zapisać tekst na dysku swojego komputera lub od razu wydrukować.

Następną stroną, do której kierują się poszukujący pomocy jest strona Pytania?. To tutaj można zamieścić własną prośbę o gotowiec. Przykłady zapytań z tej strony to prawdziwe zwierciadło polskiej szkoły. „Lustereczko, lustereczko powiedz przecie, czy jestem najpiękniejsza na świecie?”

Ale na tym nie wyczerpują się usługi oferowane przez Wirtualną Ściągę. Można tu uczestniczyć w sieciowych pogaduszkach, można wreszcie na stronie Wysyłanie przesłać własne teksty, które zasilą bazę dotychczasowych gotowców.

Opisana witryna najzwyczajniej przeraża. Z kilku powodów. Mamy oto do czynienia z jednej strony z wyrafinowaną techniką wyszukiwania informacji, zaawansowaną technologią komunikowania się, którą — co warto zauważyć — bez kłopotu posługują się młodzi ludzie. Jednak techniczna doskonałość przedsięwzięcia jaskrawo kontrastuje z jakością oferowanych treści.

Jeśli uważnie przyglądnąć się polskim zasobom internetowym pod kątem obecności tam materiałów pomocnych w nauce języka polskiego i literatury, to trzeba stwierdzić, że jest mizernie. Jest sporo rozproszonych, czasem bardzo ciekawych witryn literackich — są to zazwyczaj spontanicznie tworzone strony WWW, których gospodarzami są pojedynczy „fani” twórczości poszczególnych pisarzy, jest kilka witryn, których właścicielami są sami twórcy, znaleźć można też witryny kilku wydawnictw książkowych i czasopism, ale te nastawione są na komercyjne wykorzystanie Internetu w celach handlowych i reklamowych. W polskim Internecie znaleźć można dostęp do 71 (październik 1998) bibliotek, jednakże tylko kilka z nich umożliwia dostęp online do swoich katalogów, czyli bezpośredni dostęp do informacji o swoim księgozbiorze. W światowym Internecie znajdujemy takie inicjatywy jak Virtual Libraryczy Project Gutenberg, które polegają na udostępnianiu w Internecie w angielskojęzycznej biblioteki pełnych tekstów dzieł klasyki światowej. W Polsce podobna inicjatywa, choć się narodziła, to jednak z braku środków i wsparcia finansowego ze strony budżetu lub zasobnych sponsorów — rozwija się niewrawo, o ile nie upadła.

Poszukujący w Internecie informacji polonistycznych mogą zajrzeć na strony instytutów filologii polskiej — jednakże nie znajdą tam żadnych wartościowych informacji poza danymi personalnymi. Sprawom językowym poświęcona jest część stron pod redakcją doktora nauk medycznych Piotra Müldnera-Nieckowskiego, gdyż jest on wielkim miłośnikiem polszczyzny. Od niedawna działa grupa dyskusyjna poświęcona sprawom języka polskiego (pl.hum.polszczyzna), w której uczestnicy wspólnie rozwiązują swoje językowe dylematy.

Można zauważyć niemal zupełną nieobecność środowiska akademickiego, nie ma witryn prowadzonych przez fachowców językoznawców i literaturoznawców. Szkoły średnie i podstawowe, posiadające dostęp do Internetu i publikujące tam informacje również wyczerpują swoją ambicję istnienia w sieci wyłącznie poprzez zawołanie „Halo, halo, jesteśmy”. Zainteresowanie nauczycieli — polonistów Internetem w polskich szkołach jest znikome, a jedynymi bodaj beneficjentami dostępu do sieci są zapaleni uczniowie i ich opiekunowie — nauczyciele informatyki, fizyki, matematyki.

„Mówię, bom smutny i sam pełen winy” — zarysowany tu stan rzeczy jest dla mnie świadectwem zawodowej porażki i dowodem zupełnej anachroniczności polskiej szkoły. Bo oto na tle tej mizerii rozkwita swoista „samopomoc chłopska”, tzn. uczniowie wymieniają się gotowcami, ściągami, brykami. Wszystko pięknie działa, fascynuje nawet przemyślnością inicjatywy, profesjonalizmem technicznego oprzyrządowania, zachwyca też umiejętność młodzieży w korzystaniu z tych zdobyczy wieku informacji. Ale całe to wspaniałe przedsięwzięcie oparte jest na założeniu, że literatury nie trzeba czytać! Ściągi, streszczenia wystarczą, bo z kolei wymagania nauczycielskie są takie same od lat. Te same ujęcia, te same interpretacje, te same zagadnienia. Opisuję tu zresztą znane już przyczyny powodzenia bryków, ale co bardzo jest zatrważające, to szczególny rodzaj uczniowskiej — i nie tylko uczniowskiej — świadomości. Otóż zdecydowana większość osób jest przekonanych, że tak ma być, że to jest w porządku, że wszystko jest jak należy. Oto kilka wypowiedzi będących owocem małej sondy w grupie dyskusyjnej pl.soc.edukacja. Pokazujących one, że bryki i gotowce są przeważnie akceptowane (patrz ramka).

Wydaje się zajęciem całkiem bezsensownym pomstowanie na młodzież i sprytnych organizatorów „samopomocy internetowej” (sprytnych, bo z zamieszczanych na tych stronach tzw. bannerów reklamowych czerpią całkiem niezłe zyski — sam dostęp do zebranych tam materiałów jest bezpłatny). Nie opanujemy naszym świętym oburzeniem tego zjawiska. W zamian należałoby się poważnie zastanowić, czego brakuje w sieci, co powinno być dostępne w Internecie, aby szkodliwość tego procederu zniwelować.

Jedną z możliwości byłby projekt witryny prowadzonej przez polonistów, gdzie uczniowie znaleźliby rzetelne opracowania, materiały do samodzielnej pracy, pełne teksty literackie, interaktywny system konsultacji w postaci grupy dyskusyjnej i sieciowych pogaduszek (chat), wreszcie bramę do katalogów bibliotecznych, księgarń, oraz innych witryn poświęconych literaturze, filmowi, teatrowi itd. Dobrym krokiem jest Serwer Edukacyjny Fundacji Wyzwania, jednak to dopiero skromniutki początek. Jest oczywiste, że taka inicjatywa nie może być udziałem jednej osoby, że musiałby się w to zaangażować zespół liczny i „zapalony”. Jest też jasne, że nie mogłaby to być inicjatywa jednego ośrodka, ale działanie skoordynowane w skali całego kraju. I wreszcie jest wiadome, że inicjatywa taka musiałaby sporo kosztować. Siłami społecznymi nikt nie byłby w stanie czegoś takiego dokonać, a przedsięwzięcie co najmniej w pierwszym okresie działania nie byłoby dochodowe.

I na koniec wspomnę o rzeczy najważniejszej, o jednym z najskuteczniejszych sposobów: to szkolna praktyka winna się gruntownie zmienić. Tylko rewolucyjna wręcz zmiana treści programowych, struktury programu oraz metod nauczania (myślę głównie o szkole średniej) mogłaby sprawić, że będziemy w stanie uciec od tej smutnej praktyki wirtualnej edukacji — edukacji „na niby”.

Pytanie:

Witam, jestem ciekaw, jaka jest Wasza opinia na temat ściąg, bryków i gotowców. Myślę o języku polskim. Czy popularność tych tekstów to zjawisko pożyteczne czy szkodliwe? Co z czytaniem lektur? Ma sens, czy jest już niepotrzebne?

Odpowiedzi:

Niestety wiele lektur jest najzwyczajniej w świecie niestrawna dla zwykłego człowieka i tzw. bryki są dużym ułatwieniem.

Ja na ściągach, opracowaniach z „Cogito” i rożnych brykach przejechałem większą część liceum i to ze znośnymi wynikami: (pisemna 4 ustna 5), osobiście uważam ze opracowania najlepsze są właśnie w czwartej klasie kiedy to czasu jest mało, a trzeba przyswoić spora partię wiedzy. Nie zgodzę się z opinią wielu nauczycieli, że „pomoce naukowe” tego typu nic dobrego uczniom nie dają, a wręcz przeciwnie — tylko im szkodzą — to jest jedna wielka bzdura!!!

Pomoce — tak, ściągi — zdecydowanie nie. Czytanie wszelkich opracowań z pewnością jest przydatne. Pozwala zaoszczędzić czas i energię, natomiast nagannym jest nastawianie się na korzystanie ze ściągawek — przecież to oszustwo — nauczyciela, kolegów i samego siebie. Warto w tym miejscu wyjaśnić, że czytanie lektur dla samego czytania (bez ich zrozumienia) niczego nie daje — podobnie jak nastawienie się na wyłączne korzystanie z gotowych opracowań. Nie dość jest coś wiedzieć (gotowce) trzeba zrozumieć dlaczego tak jest — dowieść lub wykazać, że tak jest — taką wiedzę daje przeczytanie lektury (przeczytanie ze zrozumieniem).

Myślę, że pozwalają przetrwać uczniom, których np. w ogóle nie interesują dylematy piśmiennictwa średniowiecznego. Żeby za moich czasów było więcej bryków… ale za to na videło „Nad Niemnem” to se oglądałem, żeby książki nie czytać. 🙂

PRZYPISY

  1. KSJP zawiera pełny tekst Słownika języka polskiego, PWN, Warszawa 1995 oraz Słownika Wyrazów Obcych. Wydanie nowe, PWN, Warszawa 1995.
  2. SWJP, Readers Digest Przegląd, Warszawa 1998. Słownik został przygotowany przez zespół pracowników naukowych Uniwersytetu Jagiellońskiego przy współpracy badaczy z Polskiej Akademii Nauk. Zawiera 62 tysiące haseł.

 

© Piotr Andrusiewicz 1995 –
Tekst ten bez pisemnej zgody autora nie może być nigdzie publikowany ani rozpowszechniany w jakiejkolwiek innej formie, w całości ani w części (włączając w to także umieszczanie kopii plików na innych serwerach w Internecie).

Scroll to Top